Z Tomaszem Pelcem, członkiem założycielem Klastra Technologii Wodorowych i jednocześnie Szefem Grupy Roboczej Ds. Produkcji Wodoru w Nowych Instalacjach przy Ministerstwie Klimatu rozmawiamy o możliwościach jakie daje wdrożenie technologii wodorowych w Polsce i na świecie.
Na początek zapytam przewrotnie, dlaczego wodór? Czy nie możemy udoskonalić innych niskoemisyjnych źródeł energii?
Tu kluczową jest kwestia związana z emisją CO2.Wiemy już od dawna, że paliwa kopalne nie zapewnią nam neutralności klimatycznej, a źródła OZE (poza elektrowniami wodnymi) są nieprzewidywalne ze względu na charakterystykę pracy. Mamy przykład z ostatniej zimy, kiedy nagle się okazało, że energii z OZE mamy za mało by sprostać niskim temperaturom. Wodór jest najdoskonalszym rozwiązaniem o ile wiemy jak i gdzie będziemy go magazynować oraz w jaki sposób będziemy go dalej wykorzystywać. Wodór w pierwszej kolejności będzie wykorzystywany w transporcie publicznym (autobusy, koleje), następnie wg ekspertów pojawi się w logistyce rynku e-commerce, energetyce, ciepłownictwie i oczywiście w samochodach osobowych. Na początku przemysł wodorowy będzie się rozwijać dzięki dostawom wodoru „szarego”, a dopiero w dalszej kolejności będzie wykorzystywany wodór „zielony”. Wodór „szary” mimo, że podczas jego produkcji wytwarza się CO2 (produkcja 1 kg wodoru „szarego” z gazu ziemnego to emisja 10 kg CO2), jest po prostu dużo tańszy od „zielonego”, co przy obecnych kosztach instalacji i urządzeń jest bardzo istotne . Czy nie można udoskonalić innych niskoemisyjnych źródeł energii? Można ale raczej nie warto. Wczytując się w „Fit for 55” (regulacje UE dotyczące redukcji emisji CO2 w gospodarce o 55% do 2030 roku) widać jak na dłoni, że mamy zbyt mało czasu, aby z tym zdążyć. Ponadto uważam, że konieczność redukcji CO2 oraz ograniczenie śladu węglowego przez coraz większą rzeszę producentów i usługodawców, spowoduje, że z przyczyn marketingowych obecne źródła niskoemisyjne będą po prostu „passe”. Stąd rekomenduje swoim klientom by wszystkie swoje źródła emisyjne redefiniowali jako „H2 ready” i wskazywali w jaki sposób dojdą do tego by ich głównym paliwem był wodór. Tak się już teraz dzieje w Europie, są na to przeznaczone olbrzymie środki w postaci grantów i dotacji. Tak więc nie ma odwrotu. Oczywiście możemy wybrać drogę w przeciwnym kierunku, ale powtarzam - nie warto.
Według długoterminowych prognoz IMGW podczas tegorocznego lata Polskę nawiedzać będą fale upałów, przeplatane dniami chłodniejszymi. Synoptycy przewidują znaczne wahania temperatur. Rozwiązaniem pogodowej zmienności jest pompa ciepła, która przy spełnieniu odpowiednich wymagań, oprócz ogrzewania może również być stosowana do chłodzenia pomieszczeń i pozwoli otrzymać dotację w wysokości nawet 37 tys. PLN w ramach programu „Czyste Powietrze”.
Utrzymanie stałej, komfortowej temperatury w domu jest niezmiernie ważne. Pompa ciepła to zaawansowane urządzenie grzewcze, które pozwala osiągnąć odpowiednie warunki termiczne. Wykorzystuje niskotemperaturową energię zakumulowaną m.in w powietrzu lub gruncie do zasilania instalacji centralnego ogrzewania i ciepłej wody użytkowej. Urządzenie jest wszechstronne. Latem odbiera ciepło z pomieszczeń, a zimą je nagrzewa. W zależności od rodzaju zabudowy, pompa ciepła może z powodzeniem zastąpić klimatyzator, ale warto pamiętać, że są pomieszczenia i lokale, w których tradycyjna klimatyzacja działa bardziej efektywnie.
Pompy ciepła wykorzystują 75% energii pochodzącej ze środowiska naturalnego, pozostałe 25% zapewnia energia elektryczna. Posiadanie lub zamontowanie instalacji fotowoltaicznej pozwala na całkowicie ekologiczną pracę pomp, które regulują temperaturę przez cały rok i przyczyniają się do oszczędności na ogrzewaniu i prądzie.
– Montaż pompy ciepła idealnie uzupełnia inwestycję w panele fotowoltaiczne. Obydwie technologie współpracują ze sobą, dzięki czemu użytkownicy oszczędzają zarówno na rachunkach za prąd, jak i za ogrzewanie. Obecnie, jest to najtańsza metoda ogrzewania domu i wody – mówi Piotr Szczerbiak, Menadżer Produktu – Pompy Ciepła w Sunday Polska.
Wydatki na montaż instalacji fotowoltaicznych czy pomp ciepła można obniżyć przez skorzystanie z ulgi termomodernizacyjnej lub programów umożliwiających uzyskanie dotacji. Właściciele domów jednorodzinnych, którzy zakończyli inwestycje mogą odliczyć koszty termomodernizacji budynku od podatku dochodowego.
W ramach programu „Czyste Powietrze” zaszły zmiany. Od przyszłego roku nie będzie możliwe już uzyskanie dotacji przy wymianie kotła węglowego klas od 1 do 4 zakupionego do 2017 roku. Bez zmian pozostaje jednak wymiana węglowego źródła ciepła na ekologiczne. To idealny moment na inwestycję w pompy ciepła, które pozwolą otrzymać dotacje.
Ponadto, w drugiej połowie roku, zgodnie z zapowiedziami rządu, startuje trzecia edycja programu „Mój Prąd”, w której można otrzymać dotację do 5 tysięcy złotych na montaż fotowoltaiki o mocy do 50 kW. Dzięki programowi powstało już 220 tys. mikroinstalacji, które wytwarzają dodatkowe 1,2 TWh ekologicznej energii.
E.R
Rok 2020 okazał się najlepszym w historii dla polskiej fotowoltaiki. Moc zainstalowana w PV wzrosła aż o 200 proc. W czasie pandemii przyłączono w Polsce aż 2 GW nowych mocy ze źródeł fotowoltaicznych, co może wynikać z faktu, że w dobie niepewności własne źródło energii elektrycznej dla wielu Polaków okazało się rozwiązaniem zwiększającym poczucie bezpieczeństwa. Ponadto – jak wskazuje „Raport o rynku fotowoltaiki” opracowany przez OLX – praca z domu wiązała się z większym zapotrzebowaniem na komfort cieplny, lepszą jakość powietrza, a co za tym idzie z wyższymi rachunkami za prąd. Koszt wytworzenia energii z systemu fotowoltaicznego jest już od dawna niższy niż prądu ze źródeł konwencjonalnych. Dlatego zainteresowanie inwestycją w panele rośnie dynamicznie z miesiąca na miesiąc.
– Pandemia koronawirusa wpłynęła na rynek fotowoltaiki, ale był to wpływ pozytywny. Ludzie zamknięci w domach zaczęli myśleć o tym, co zrobić, żeby poprawić swoje poczucie bezpieczeństwa w życiu codziennym. Fotowoltaika jest taką technologią, która pozwalając generować energię ze źródeł odnawialnych na własne potrzeby, to poczucie bezpieczeństwa znacząco podnosi – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Michał Siembab, ekspert PVO International. – O ile pierwszy gigawat mocy PV budowano w Polsce przez osiem lat, a kolejny przez osiem miesięcy, o tyle w ciągu ostatniego roku – od końca marca 2020 do końca marca 2021 roku – wybudowaliśmy kolejne dwa.
Z danych PSE wynika, że w pierwszych dniach maja w niektórych godzinach ponad 30 proc. krajowego zapotrzebowania na moc zaspokajała właśnie fotowoltaika i farmy wiatrowe. Z kolei we wtorek 11 maja br. padł w Polsce rekord generacji z PV – w godzinach 12–13 panele słoneczne wyprodukowały 3411 MWh.
Boom na fotowoltaikę trwa w naszym kraju już od kilku lat. Przydomowe instalacje PV stały się popularnym sposobem na produkcję własnej ekologicznej energii. Właściwy dobór instalacji fotowoltaicznej, pompy ciepła i systemu rekuperacji może obniżyć koszty eksploatacji domu nawet o 90 proc. względem tradycyjnych systemów opartych na energii z państwowej elektrowni i kotle zasilanym paliwem kopalnym. W takie rozwiązania coraz chętniej inwestują również firmy, motywowane podwyżkami cen energii i koniecznością cięcia kosztów.
– Głównym argumentem, który przemawia za montażem instalacji fotowoltaicznej w domu i w firmie, są rosnące koszty związane z zakupem energii elektrycznej z konwencjonalnych źródeł. Rok do roku cena energii wzrasta, w ostatnich latach zwłaszcza dla przedsiębiorstw. To wszystko powoduje, że właściciele firm i mieszkańcy domów jednorodzinnych szukają rozwiązań, które pozwolą im w tym aspekcie uniezależnić się od państwowego monopolu i obniżyć koszty funkcjonowania – mówi Michał Siembab.
Jak wskazuje nowy „Raport o rynku fotowoltaiki” opracowany przez OLX, potrzeba ta nasiliła się szczególnie w ubiegłym roku, kiedy w czasie lockdownu wiele osób pracowało z domów. Wraz z większym zapotrzebowaniem na energię i komfort cieplny rosły również rachunki za prąd. Tymczasem koszt wytworzenia kilowatogodziny energii z systemu fotowoltaicznego jest już od dawna niższy niż generacja ze źródeł konwencjonalnych i zbliża się do niskich kosztów produkcji energii wiatrowej.
Jak podaje Instytut Energetyki Odnawialnej, na koniec grudnia ub.r. moc zainstalowana PV wyniosła 3935,74 MW (z czego 75 proc. to mikroinstalacje), co oznacza wzrost o 2463 MW rok do roku. Tym samym moc zainstalowana w fotowoltaice w ubiegłym roku wzrosła aż o 200 proc. Według Solar Power Europe plasuje to Polskę w unijnej czołówce pod względem przyrostu nowych mocy, a wyprzedzają nas jedynie Niemcy, Holandia i Hiszpania.
– Motorem napędzającym rozwój rynku fotowoltaicznego w Polsce są różnego rodzaju inicjatywy, które podejmuje rząd w kontekście promocji odnawialnych źródeł energii dla odbiorców indywidualnych. To przede wszystkim program Mój Prąd, który odniósł ogromny sukces w poprzednim roku, i Czyste Powietrze, gdzie można wymienić stary kocioł węglowy na pompę ciepła zasilaną fotowoltaiką. Ważnym elementem jest również to, że cena energii elektrycznej generowanej w źródłach konwencjonalnych rośnie z roku na rok, a dzięki technologiom fotowoltaicznym można mieć energię znacząco taniej – wyjaśnia ekspert PVO International.
Z programu Mój Prąd, jak podaje NFOŚIGW, wsparcie na budowę instalacji PV trafi w sumie do 220 tys. prosumentów, a łączna moc ze złożonych wniosków da 1,2 GW, które rocznie wyprodukują ok. 1200 GWh energii elektrycznej. Budżet programu (zwiększony do 1,1 mld zł) został co prawda wyczerpany w grudniu, ale w tym roku ma wystartować jego nowa odsłona, poszerzona m.in. o dotacje na budowę punktów ładowania dla samochodów elektrycznych.
– Prognozy dla rozwoju rynku fotowoltaicznego w Polsce są bardzo dobre. Rozwijamy się szybko, przez ostatnie trzy lata byliśmy pod tym względem czwartą gospodarką Europy. Rząd planuje wybudować do końca 2030 roku od 5 do 7 GW mocy i to najprawdopodobniej uda się wykonać być może nawet jeszcze wcześniej – ocenia Michał Siembab.
Jak zauważają autorzy „Raportu o rynku fotowoltaiki”, rząd pracuje nad kolejnymi rozwiązaniami, które będą stanowić pozytywny impuls dla tego rynku. Ministerstwo Klimatu i Środowiska pracuje nad mechanizmem pozwalającym odzyskać 100 proc. nadwyżki energii oddawanej do magazynowania w sieci, przy jednoczesnym wprowadzeniu opłaty za koszty dystrybucji tej nadwyżki. Proponuje się też skrócenie okresu bilansowania nadwyżek do trzech miesięcy.
– Odbiorcy indywidualni zawsze będą szukać rozwiązań, które pozwolą im zaoszczędzić. Ponadto wszystkie nowe domy, które będą budowane od 2021 roku, będą musiały być wyposażone w instalację fotowoltaiczną, żeby spełnić nowe wyśrubowane warunki techniczne i energetyczne. One wynikają z ogólnego rozporządzenia UE, które obowiązuje też w Polsce – mówi ekspert PVO International.
Klienci szukają rozwiązań z zakresu fotowoltaiki i dostawców takich rozwiązań przede wszystkim w internecie. Jak wskazują badania OLX, serwisu, który gromadzi ogłoszenia związane z fotowoltaiką, dziennie średnio ok. 3 tys. osób szuka takich ofert, a zainteresowanie tematem rośnie o 34 proc. miesiąc do miesiąca. Dlatego firmy, które chcą rozwijać się na tym rynku, muszą zadbać o to, żeby zaistnieć w sieci i móc pochwalić się rozbudowanym portfolio zadowolonych klientów. Szczególnie dobrą porą na promocję produktów i usług z tego obszaru jest wiosna, bo w tym okresie wyraźnie rośnie liczba wyszukiwań.
– Drugim ważnym źródłem informacji na temat firm jest rekomendacja własna – informacja od kolegi, członka rodziny lub innej osoby, która ma zamontowaną u siebie instalację fotowoltaiczną – wskazuje Michał Siembab. – Ważna jest też rola sprzedawcy, czyli pierwszego kontaktu pomiędzy klientem a firmą dostarczającą konkretną technologię, jego zdolności argumentacji. Często do klienta trafia nie jeden, ale wielu sprzedawców i różne oferty, analizy i argumenty są przez niego porównywane. Dlatego trzeba informować go o wszystkich cieniach i zaletach fotowoltaiki w sposób niezawoalowany, tak żeby klient nie czuł się oszukiwany.
Newseria
Za naszą zachodnią granicą temat wodoru został potraktowany w sposób wyjątkowo kompleksowy, ponieważ oprócz deklaracji o szerszym wdrażaniu produktów elektrolizy do sektora transportowego, również przemysł może spodziewać się sporych zmian w kontekście prac na rzecz niskoemisyjności. Ponadto, promocja ekologicznego wodoru nie ograniczy się do prac poszczególnych landów, ale obejmie szeroką współpracę międzynarodową. Na co powinniśmy zwrócić szczególną uwagę?
Wodór od podstaw
Zmiana napędów szczególnie dużych pojazdów ciężarowych stała się priorytetem zarówno władz unijnych w Brukseli, jak i rządu w Berlinie. Jeden z najwyższych, bo według Parlamentu Europejskiego nawet 30%. wskaźnik całkowitej emisji CO₂ we Wspólnocie, przypada na uczestników zorganizowanego ruchu drogowego. Aby odwrócić statystyki, które już przebiły stopień emisji transportu morskiego czy nawet lotnictwa cywilnego, Niemcy — lider przemysłowy kontynentu — postanowiły podejść do projektu wodoryzacji napędów w sposób holistyczny, a więc rozpocząć reformę od przemysłu i produkcji pojazdów. Tym samym w ramach programu WindH2 (wycenianego na 50 mln euro) szczególnie parlamenty landów wysokoemisyjnych postanowiły inwestować w m.in. energię wiatrową. Co ma rozwój energetyki wiatrowej do wodoryzacji przemysłu? Otóż całkiem sporo, ponieważ aby osiągnąć względną neutralność klimatyczną w ramach zakładów produkcyjnych, a następnie w sektorze transportu, wodór musi pochodzić z procesu elektrolizy produktów OZE. Jak podaje krajowy dziennik “Die Welt”, na terenie huty Salzgitter w Dolnej Saksonii ma stanąć 7 turbin wiatrowych, które wytworzą 30 MW energii na cele produkcyjne ekologicznego wodoru w 2 jednostkach elektrolizy. Główny cel — wyparcie koksu i węgla w produkcji stali, a co za tym idzie — o wiele bardziej zrównoważony rynek motoryzacyjny już na początkowych etapach powstawania pojazdu. Stawka jest naprawdę spora, ponieważ 58 mln ton produkowanej stali w skali roku odpowiada za 30% przemysłowej emisji CO2 w Niemczech.
Branża pod ścianą?
Równolegle z ambitnymi planami masowego wprowadzania wodoru do hut stali, pojawiają się głosy o potencjalnym konflikcie władz z samą branżą. Strategia nawet na tle kontynentu wydaje się dosyć innowacyjnym ruchem w stronę osiągnięcia całkowitej neutralności klimatycznej i to właśnie Niemcy zaczynają testować możliwości wodoru na szeroką skalę jako pierwsi we Wspólnocie. Tymczasem w kraju podnoszą się głosy, że reforma może zagrozić aż 200 tys. miejsc pracy. Takie argumenty podnoszą przede wszystkim przedstawiciele związków zawodowych, jednak ten kryzys władze federalne są w stanie szybko złagodzić funduszami z Brukseli, bowiem to unijne przepisy wymagają poprawy bilansu emisyjnego przemysłu o 40% do 2030 roku oraz całkowitej neutralności dwie dekady później. Co za tym idzie, przewidywany jest również szeroki program utrzymania etatów lub wypłaty rent.
W czym tkwi więc podstawowy problem programu niemieckiego rządu? Otóż według producentów z Thyssenkrupp, Salzgitter, ArcelorMittal czy Saarstahl to nie technologia lub opór samej branży może pokrzyżować plany WindH2, ale brak wystarczających inwestycji szczególnie ze strony prywatnych podmiotów. Te z kolei są jak najbardziej przekonane do źródeł odnawialnych, ale wodór per se nadal uchodzi za niszę — choć niszę z ogromnym potencjałem. „Koncepcja działania w sprawie stali” to szerszy program, którego budżet wyceniono na 30 mld euro tylko w Niemczech, tak więc szczególnie przy rozwijającej się pandemii sektor potrzebuje nie tylko wsparcia prywatnych przedsiębiorców, ale i państwa, a nawet szerzej — całej Unii. Skala przedsięwzięcia jest na tyle duża, że podmioty prywatne widzą w nim szansę na naprawdę imponujące zwroty. Tę tendencję podbija również zapowiadana współpraca międzynarodowa.
O wodorze między kontynentami
Dążenia do “transportu wodorowego” przewidują również współpracę niemieckiego rządu z Kanadą i Arabią Saudyjską. Kontakty z Ottawą to odpowiedź na ryzyko niewystarczających zasobów produkcyjnych nad Odrą, bowiem do 2030 roku Berlin przewiduje osiągnięcie poziomu aż 420 tys. ton gotowego ekowodoru, choć sam przemysł potrzebuje 600 tys. ton do wydajnej pracy nad produkcją samochodów. Tym samym Kanada byłaby partnerem w wymianie energii wiatrowej, która stanowiłaby bazę pod dodatkowe procesy elektrolizy. Minister zasobów naturalnych w rządzie Justina Trudeau, Seamus O’Regan oraz niemiecki minister gospodarki Peter Altmaier deklarują, że ambicje obu państw w kwestii osiągnięcia neutralności klimatycznej są zbieżne, a wspólny plan prac mają omówić już w maju. Kanada już w grudniu 2020 roku zachęcała inwestorów do lokowania kapitału w sektorze wodorowym, który według szacunków krajowego rządu może być wart aż 50 mld dolarów kanadyjskich i stworzyć 350 tysięcy miejsc pracy.
Drugim, strategicznym partnerem Niemiec w staraniach o stworzenie transportu opartego na wodorze jest Arabia Saudyjska. Almaier wraz z ministrem energetyki Abdulazizem bin Salman Al Saudjużim podpisali protokół o ustaleniach współpracy w dziedzinie produkcji, przetwarzania, wykorzystania i dystrybucji zielonego wodoru. Ponadto, oba państwa opracowały zakres dzielenia się know-how we współpracy z sektorem prywatnym w kwestiach technologii, biznesu i regulacji. Oznacza to, że coraz większy wpływ na europejskie losy wodoru będzie miał kapitał inwestorów indywidualnych, co jest dobrym sygnałem również dla Polski. Jeśli na rodzimym rynku chcemy wypracować skuteczne formuły rozwoju technologii wodorowych, powinniśmy skupić się na intensywnym rozwijaniu 3 podstawowych obszarów temu służących.
Pierwszym jest ścisła integracja interesów polskiego rynku z założeniami funduszu unijnego. Drugim, jak najszybsze rozpoczęcie wdrażania wykorzystywania wodoru w transporcie – zarówno w skali krajowej, jak i lokalnej (przykład Dolnej Saksonii oraz Nadrenii Północnej-Westfalii). Już dziś polskie firmy transportowe reagują na wymagania stawiane usługom transportowym za naszą zachodnią granicą. Do dynamicznego ich rozwoju potrzebny jest także program krajowy. Ostatnim i najważniejszym obszarem jest jak najszybsze stworzenie odpowiednich warunków do intensywnego rozwijania produkcji energii elektrycznej w odnawialnych źródłach (OZE) wykorzystywanej do produkcji wodoru. Głównie wiatrowej i wielkoskalowej fotowoltaiki. Umożliwi to wykorzystanie w pełni zasobów polskich inwestorów indywidualnych. Tylko dzięki realnemu zaangażowaniu podmiotów prywatnych, jesteśmy w stanie nadążyć za globalnymi trendami — a takim niezaprzeczalnie jest uniwersalne wykorzystanie wodoru - podkreśla Dariusz Bliźniak, wiceprezes zarządu Respect Energy
Czołowy przedstawiciel kalifornijskiego i światowego biznesu Elon Musk to nie tylko przedsiębiorca, który za punkt honoru przyjął sobie podbój kosmosu. W portfolio CEO firmy SpaceX znajdziemy również szereg innych projektów, które mogą w znacznym stopniu ograniczyć ślad węglowy. Poczynania guru Doliny Krzemowej to także całkiem obiecująca lekcja dla polskiego sektora OZE i inwestorów zainteresowanych eko-gospodarką przyszłości. Czego możemy się nauczyć od Elona Muska?
Fundacja w cieniu Tesli
Mimo faktu, iż nazwisko Muska firmowane jest raczej inwestycjami spod znaku Tesli, SpaceX czy wcześniejszej pracy w ramach PayPal, już w 2002 roku przedsiębiorca założył proekologiczne The Musk Foundation. Strategiczne obszary projektu to rozwój pediatrii, promocja nauk ścisłych oraz edukacji przyszłych inżynierów, a także odnawialne źródła energii. Zarejestrowany w Santa Monica Boulevard podmiot unika rozgłosu na skalę innych spółek, jednak według amerykańskiego Forbesa, struktury organizacji działają prężnie, pod okiem m.in. młodszego brata biznesmena — Kimbala Muska. Co więcej, roczne wpłaty na rzecz fundacji to środki rzędu od 175 tys. do nawet 600 tys. dolarów.
Pierwszym sygnałem dla polskich inwestorów i branży OZE w tej kategorii powinno być łączenie oświaty z inicjatywami eko. Bez autentycznego przesłania i chęci zaangażowania młodzieży, silny trend świadomego biznesu może się spalić na panewce nie tylko w polskich realiach. Przypadek Muska z kolei pokazuje, że istnieje kompromis syntezy obu światów, ponieważ jednym z projektów fundacji był program instalacji paneli PV w kalifornijskim mieście Riverside oraz promocja ekologicznego ogrodnictwa na terenie amerykańskich szkół podstawowych. Co więcej, w 2010 roku Musk sfinansował system fotowoltaiczny dla Communities Alliance Hurricane Response Center w Alabamie, który przyczynia się do produkcji 25 kWh całkowicie zielonej energii. Taki wynik zaspokaja 100 proc. potrzeb m.in. cyklicznie zmagających się z huraganami mieszkańców miejscowości Coden.
Aktywizm, baterie i fotowoltaika w kalifornijskim wydaniu
Rok później z kolei fundacja zainwestowała 250 tys. dolarów w rozwój modułu fotowoltaicznego w japońskiej Sōmie, która została wyjątkowo dotknięta zagrożeniem sejsmicznym, co przełożyło się na terminowe ograniczenie prac elektrowni jądrowej Fukushimy. Tym samym Musk pokazał, że aktywizm może iść ramię w ramię z biznesem oraz OZE, co powinno być również domeną polskich spółek oraz inwestorów. Powód? Przede wszystkim nastroje społeczne, potrzeby konsumentów oraz tak istotna etyka działania. Na tym jednak nie koniec proekologicznej ruchów Muska.
Kwestia energii jest jedną z najbardziej strategicznych elementów filozofii biznesowej przedsiębiorcy, więc nie dziwi również deklaracja, iż do 2022 roku spółki zależne chcą stworzyć największy na świecie system dostawy energetycznej. Składowymi przedsięwzięcia mają być m.in. domowe panele fotowoltaiczne oraz autorskie baterie Tesli. W założeniu już za rok Musk chce dostarczać względnie czystą energią do 50 tys. gospodarstw domowych na terenie Południowej Australii, a inicjatywa koncernu ma odpowiadać za 20 proc. potrzeb energetycznych stanu. Brzmi znajomo? Już w Polsce pierwsze ruchy w tym kierunku branża odnotowała przy okazji największej w regionie inwestycji fotowoltaicznej w Zwartowie na Pomorzu realizowanej przez Respect Energy oraz niemiecki koncern Goldbeck Solar. Choć skala przedsięwzięcia odpowiada nieco innej specyfice, w tej kategorii możemy mówić o odrobionej lekcji na polskim rynku.
Tesla, czyli nie tylko samochody
Jedną z głównych osi proekologicznej działalności Muska jest właśnie modernizacja systemów baterii oraz branża elektromobilności. Oba segmenty w przypadku Tesli rozwijane są równolegle, ponieważ ambicją koncernu jest maksymalne skrócenie ładowania samochodów elektrycznych, a więc przejście z kilkugodzinnych sesji do minut. Ponadto, w filozofii Muska prym ma wieść zasada skali. Jeszcze w 2015 roku podczas spotkania American Geophysical Union w San Francisco miał stwierdzić, iż tylko w przypadku Europy cały kontynent może być zasilany zieloną energią za sprawą farm położonych wyłącznie na “pewnej części” Hiszpanii. W przypadku USA z kolei zdaniem Muska - “wystarczy” dobrze zagospodarowany nieużytek stanu Utah lub Nevady. Tym samym (przynajmniej w teorii) do roku 2030 największe kraje świata mogłyby cieszyć się energią z OZE. Lekcja dla Polski? Współpraca międzyregionalna — w przypadku realiów nadwiślańskich — m.in. z Niemcami, Danią oraz Austrią.
Ciekawym elementem oferty samej Tesli nie jednak jest wyłącznie flota pojazdów elektrycznych, ale projekt Tesla Solar Roof. Autorskie panele słoneczne zapowiedziane (nomen omen na Twitterze) w maju 2017 roku to koszt 21,85 dolarów na około 0,1 metra kwadratowego. Jak na razie system nadal jest w fazie dynamicznych zmian, jednak biorąc pod uwagę ostatnie wyniki Tesli — następne lata mogą być całkiem obiecujące dla fotowoltaicznego projektu Muska. Wniosek? W tym przypadku Tesla wygrała marketingowo. Podobnych schemat mógłby się sprawdzić również w polskich realiach. Jak obecnie sprawdzają się hucznie zapowiadane projekty?
Musk, a więc obietnice bez pokrycia?
Cała mitologia Muska brzmi obiecująco, jednak jakie są realne efekty? Jak się okazuje - krok po kroku Tesla faktycznie realizuje swoje eko-założenia. Zarówno ostatni kwartał, jak i cały rok 2020 okazały się rekordowe pod względem dostaw magazynów energii Tesli tzw. „Megapacks”, a jak przewidują analitycy sprzedaż w kolejnych sezonach może być jeszcze większa. W ujęciu kwartalnym koncern dostarczył magazyny o łącznej pojemności 1584 MW. Analogiczny okres 2019 roku z kolei stanął pod znakiem 530 MWh, więc skok jest wyjątkowo znaczący. Wcześniej podobnym projektem były tzw. „Powerpacks”, które w porównaniu z wersją “Mega” miały o 60 proc. mniejszą gęstość energii. Kolejna przewaga? Czas montażu, ponieważ nowa wersja magazynów to także skrócony okres instalacji, który w przypadku uruchomienia modułu o mocy 250 MW i pojemności nawet 1 GWh szacuje się na około 3 miesiące. Co ważne jednak Tesla nadal bazuje na segmencie moto, choć sam twórca zapowiedział wyrównanie szans obu gałęzi koncernu.
Co to oznacza dla inwestorów? Nie chodzi o masowe przelewanie kapitału na konta Tesli, jednak przystosowanie polskiego rynku do intensywnej pracy na rzecz OZE. Obecnie duża część przedsiębiorców z Doliny Krzemowej działa w duecie ze źródłami odnawialnymi, a tylko przykład Muska pokazuje, iż czas nie jest kartą przetargową, a chęć i zaangażowanie w tej kategorii, jako lider w Europie Centralnej możemy zawalczyć z podniesioną głową.
Sebastian Jabłoński — prezes Zarządu spółki Respect Energy
Strona 3 z 7